top of page
Szukaj

Pułapka szklanego okienka



Pandemia pokazała jak dużą część życia możemy przenieść do onlajnu. Jesteśmy już niemałą chwilę od momentu, kiedy kolejny krok cyfryzacji się pojawił i jesteśmy już niemałą AŁĘ dalej w doświadczaniu nowych trudności, których wcześniej nie mieliśmy.


To będzie wpis pół osobisty, pół gabinetowy (choć uważam to określenie za lekkie nadużycie wobec tego, że mój gabinet mieści się głównie w sali konferencyjnej w budynku Google Meet). Doskwiera mi od dłuższego czasu lekkie poczucie przymusu (zastanawiam się czy to na pewno przymus?) obecności w mediach. Przecież głośno od lat mówimy, o tym ile tam na nas wspaniałości czeka: porównywanie z innymi, nieosiągalne standardy, ogromna konkurencja, filtrowana rzeczywistość (czy to jeszcze rzeczywistość?), niedoścignione wzory, kierunek: piękniej, więcej, mocniej. Człowiek to wszystko wiedział, nawet przytakiwał, a jednak miał poczucie, że: ”eee, mnie to jakoś nie dotyczy”. Do czasu.


Kiedy przyszedł czas (bo przecież teraz biznes robi się w mediach) na pokazanie różowego brzuszka, czyli tego, co dla mnie cenne, ważne, istotne i misyjne, czytaj tego, czym się zajmuję zawodowo jako coach, to przyszło. To, czyli porównania, poczucie, że odstaję, nie nadążam, że nie umiem ładnie (próbowałam brzydko, nie przynosi ulgi), że konkurencja zjada mnie na śniadanie, że nie potrafię się przebić do tych, z którymi chcę nawiązywać kontakt, że nie umiem w filtrowaną rzeczywistość sprzedawaną pod szyldem autentyczności. Obecność w mediach na takim poziomie, który obserwuję tam, za szklanym okienkiem, nie jest dla mnie autentyczna. To mnie zżera od środka, robi mi AŁĘ, której wcześniej nie miałam. Robi mi rozdźwięk pomiędzy dwoma brzegami, a środek wygodny nie jest ani trochę. To widzę w sobie.


Co widzę w gabinecie zwanym Meetem?

Kalka. Pooglądajmy to obrazkowo, mam nadzieję, że zobaczycie to tak jak ja. Pamiętacie taki zmyślny kawałek papieru z atramentem, po którym pisanie skutkowało odbiciem treści na kartce poniżej? A bardziej niż ten kawałek papieru, to czy pamiętacie efekt? Taki jakiś nie zawsze elegancki, trochę krzywo, trochę nie do końca, trochę daleko od oryginału. To jest to co widzę. Klientki przychodzą i opowiadają o tym co zobaczyły w mediach u koleżanek z branży i że to dało im do myślenia. Przykładają kalkę i przystępują do przepisania na kartkę niżej (swoje życie) rozwiązania prezentowanego na kartce wyżej.


Oglądamy sobie jakie myśli się pojawiły, jakie to robi uczucia w ciele i najciekawsze - wizualizujemy sobie wdrożenie zaobserwowanych rozwiązań. Jak to jest robić to (wpisz dowolną czynność z dowolnej branży), tak jak ta dziewczyna ze szklanego okienka? Jakie są zalety, a jakie wady tego rozwiązania? Co w tym jest ważnego żeby robić to właśnie tak? Co Ci to da?


I tutaj wachlarz. Czasem oglądamy sobie świetne, inspirujące rozwiązania, które nawet pasują do mojego podwórka, robią genialną robotę i różnicę, ale czasem słyszę:

“Ja bym tak nie mogła. Nie wyobrażam sobie tego. To nie jest dla mnie. Wyszło do dupy, brzydko, nie podoba mi się, nie pasuje, w ogóle jakoś to bez sensu wyszło.”


Jednak taką konkluzję poprzedza dużo pytań i odpowiedzi. Co było zanim pytania i odpowiedzi? Próba natychmiastowego wdrożenia tego rozwiązania, bez sprawdzenia swoich wartości, zasobów, rytmu dnia, wpływu na plany krótko i długoterminowe, bez planu minimum na gorszy dzień, bez planu awaryjnego na nieprzewidziane wypadki i wpływ czynników zewnętrznych, których wystąpienie ciężko oszacować. Coaching to wszystko sobie ogląda. Przez chwilę było wartko, mocno, z wielką chęcią i determinacją - ona tak robi, u niej to działa, ja też tak mogę. Pies jest pogrzebany w zdaniu “u niej to działa” - u Ciebie nie musi. I wywala się. Spektakularnie, na twarz. Mocno. Klientka zwija się do środka patrząc w szklane okienko, że tamtej idzie. Udaje jej się (bo przecież nie zapracowała na to). I tutaj wstaw dużo bardzo intruzywnych myśli na swój temat.


Konkludując, co jest wspólnego w tym, że mi, Ewie, niewygodnie, że nie umiem jakoś w tym internecie, że się czuję boomersem mając 26 lat, z tym co moja klientka, zwinięta na supeł do środka, nie mogąca się wyplątać z tego, że jest do dupy i że nie potrafi?


Nic złego, to tylko nasza nadzieja na to, że jest skrót, że ktoś już to wymyślił, że może nie trzeba koła od nowa, że może my też możemy tak jak ona, bo podobają nam się efekty tego co wypracowała i wobec tego czujemy, że tam jest klucz. To jest ten klucz, który otworzy mi drzwi do tego efektu.


Czego w tym pragnieniu nie ma? Zapytania się siebie o to, co naprawdę dla mnie ważne.

I skoro już rozkładam na czynniki pierwsze to, jak ona to zrobiła i zapytam się siebie z czym się wiąże takie rozwiązanie, to tam jest odpowiedź, że coś trzeba oddać. Że takie rozwiązanie kosztuje na dziś X, ale za jakiś czas odda Ci Y. Czujesz, że oddanie X w zamian za Y na dziś jest jakieś trudne dla Ciebie. Oglądasz sobie, co w ogóle jest w tym ważnego żeby X mieć, mówisz, że tam mieszka spokój, bezpieczeństwo, że tak po prostu lubisz X i dobrze ci kiedy to X w Twoim życiu jest. Sprawdzasz, co w tym jest ważnego żeby mieć Y i sobie myślisz: “w sumie dużo” i że życie z Y da Ci Z i dzięki temu otworzą się kolejne drzwi.


Co możesz zrobić żeby mieć Y i nie stracić X? Na przykład dać sobie więcej czasu, zrobić to inaczej, ochronić X, bo jest dla mnie ważne. Okazuje się, że X jest taką WARTOŚCIĄ, której nie chcę oddać i to jest właśnie dla mnie w tym ważnego. Y mi nie odkupi straty X i utracenie X może być długofalowo bardziej kosztowne niż posiadanie Y, które urodzi Z.


Teraz zobacz ile linijek zajęło oglądanie tylko jednej rzeczy, która jest dla mnie ważna (mowa o X), a gdzie są pozostałe wartości, gdzie rozmowa o tym czy mam w ogóle zasoby żeby w sposób, o którym mowa dotrzeć do Y. Gdzie rozmowa o tym jaki to ma wpływ na mnie, moich bliskich, moje otoczenie, plany…


Nie ma niczego złego w pragnieniu “tak jak ona”, ta “ona” zza szklanego okienka. Ała robi nam to, że nie widzimy tam siebie. Tego, że (uwaga! mama mode) TY nie jesteś ONA. :)


Ten wpis ma na celu pokazanie, jak życie w mediach może wpływać na nasze poczucie własnej wartości i autentyczności. Jako life coach oferująca indywidualne sesje coachingu, widzę, jak ważne jest zachowanie równowagi między tym, co widzimy w mediach, a tym, kim jesteśmy naprawdę. Coaching (online lub stacjonarnie Rzeszów) może pomóc w znalezieniu tej równowagi i rozwijaniu się w zgodzie ze sobą. Jeśli szukasz wsparcia w rozwoju osobistym lub zawodowym, zapraszam do kontaktu na sesje coachingowe.

 
 
 

Comments


Skontaktuj się

Telefon: 570 302 797

  • Facebook
  • Instagram

Do usłyszenia!

Zdjęcia, które oglądasz na tej stronie są autorstwa: BLUELENS Photo Adrianna Maksym, Eweliny Łukszy i Aleksandry Szatan.  

© 2024 by Ewa Gałązka. Powered and secured by Wix

bottom of page